logo ws new

Tym razem rozmawiamy z Piotrem Brodeckim, który przez trzy lata był przewodniczącym KS ŁZPN, a teraz koncentruje się na pracy obserwatora szczebla centralnego.

JJ: - Sędziowie narzekają na bardzo długą przerwę w rozgrywkach. Czy Pan pamięta, aby w przeszłości tak długo, lub choćby podobnie, trzeba było wziąć rozbrat z sędziowaniem?
PB: - Tak długich przerw nie może nikt pamiętać, bo w warunkach panującego światowego pokoju, takie nie miały miejsca. Choć przyznam, że już przerwy zimowe niemiłosiernie się dłużyły i każdy z tęsknotą czekał na pierwszą wiosenną nominację. Jako ciekawostkę dodam, że sędzia otrzymywał kiedyś delegację w formie papierowej, na której oprócz wyliczonych kwot ryczałtu i dojazdu, widniały też nazwiska pozostałych wyznaczonych na te zawody sędziów. Nie dziwię się, że obecna sytuacja może wywoływać frustrację wśród koleżanek i kolegów, którzy pomimo rzetelnego przygotowania do sezonu, nie mogą realizować swojej pasji. Obserwując w tych niesprzyjających warunkach aktywność szefów szkolenia WS i KS, dbających o formę arbitrów, wierzę, że każdy z nich jest w stanie „z marszu” wrócić na boisko. Pogratulować należy przewodniczącemu Tomkowi oraz dużej grupie sędziów z centrali, którzy swoim przykładem i aktywnością troszczą się o dobrego ducha wśród łódzkich kaloszy. Stworzyła się bardzo dobra drużyna, co na pewno będzie procentować na boiskach.

- Przez lata pełnił Pan wiele funkcji w organizacji. Był Pan sędzią, referentem obsady, przewodniczącym, a obecnie jest Pan obserwatorem. Która rola jest najtrudniejsza?
- Najtrudniejszą funkcją, jaką przyszło mi wykonywać, była niewątpliwie rola przewodniczącego. Szczególnie złożone są decyzje dotyczące końcowych klasyfikacji. Nie ma możliwości, aby każdy z sędziów był wtedy usatysfakcjonowany. Ktoś zawsze musi przyjąć na klatę, że to kolega okazał się ciut lepszy. Trzeba pamiętać, że jeden sezon, to nie cała moja "kariera". Mamy przykłady wśród obecnie najlepszych arbitrów, że czasami krok wstecz może stać się początkiem nowej szansy. W tej pracy zawsze starałem się korzystać z wiedzy i doświadczenia najlepszych naszych sędziów. Cieszę się, że od pewnego czasu, największe osobowości łódzkiego środowiska sędziowskiego, angażują się w pracę naszej organizacji.

- Skupmy się na chwilę na Pańskiej obecnej funkcji – obserwatora. Jakie cechy u arbitra ceni Pan najbardziej?
- Może zabrzmi to jak frazes, ale na pewno najbardziej cenię sobie inteligencję sędziego. Obecnie jest takie popularne określenie, jak inteligentne sędziowanie. Z satysfakcją obserwuje się arbitra, który ma pomysł na zawody. Nie jest wtedy ważna jedna, bądź dwie żółte kartki dane lub dane niesłusznie. Ważnym jest, aby to rozmyślne działanie sędziego pomogło mu i wpłynęło pozytywnie na ogólny wizerunek gry. Tego nie da się nauczyć na kursie, to przychodzi z czasem i jest tylko u najlepszych sędziów. Wierzę gorąco, że takich u nas nie brakuje. Niezwykle istotna jest komunikatywność sędziego, jego asertywność i odwaga. Przy tym zero tolerancji dla brutalności i chamstwa na boisku.

- Ma Pan za sobą wieloletnią karierę sędziowską, dotarł na szczebel I ligi (dawnej II). Z kim najbardziej lubił Pan sędziować?
- Myśląc o tym, z kim mi się najlepiej sędziowało, nie sposób nie wymienić moich asystentów. Odpowiednia atmosfera w zespole i zaufanie, to komfort dla głównego. Udało mi się taki team stworzyć. Zawsze mogłem liczyć na wsparcie kolegów. Choć pracowało ze mną sporo asystentów, to niewątpliwie najbardziej w pamięci zostają ci pierwsi. Mam na myśli Tadeusza Wlaźlaka i Dariusza Wirę. Zresztą mam tą satysfakcję, że o każdym, kto kiedykolwiek współpracował ze mną w roli asystenta, mogę się ciepło wyrażać. Jeśli chodzi o sędziów głównych, z którymi miałem okazję się spotykać lub obserwować ich pracę, jako młody sędzia, to muszę wymienić z pewnością Krzysztofa Czemarmazowicza i Michała Listkiewicza. Zawsze szybsze bicie serca powodowało wyznaczenie na zawody z „łódzką elitą” tamtych czasów. Wśród nich był obecny Przewodniczący KS PZPN - Zbyszek Przesmycki, Wiesław Karolak, Roman Walczak i Darek Stawicki.

Rozmawiał Jakub Jankowski